FUNKCJONARIUSZ – Nr 5 (346)
17 czerwca 2014 roku odbyło się Walne Zgromadzenie. Było to burzliwe Zgromadzeni. Dlaczego? Ponieważ Zarząd w bilansie wykazał stratę w wysokości 289 243,55, która była skumulowaną niby stratą z przed lat. Było to niezgodne z fundamentalną zasadą, że spółdzielnia mieszkaniowa prowadzi bezwynikową działalność w zakresie gospodarki mieszkaniowej. Ustawodawca nakazał, że nadwyżka lub niedobory mają być bezwzględnie rozliczone w roku następnym, a to oznacza że nie można gromadzić strat ani nadwyżek z eksploatacji i utrzymania nieruchomości. Wykazanie tak wysokiej straty było niezgodne z prawem, tym bardziej że Spółdzielnia osiągała przychód w wysokości ok. 1 100 000,00 rocznie, jak również z zasadami ekonomii. Strata Spółdzielni wyniosła 26% w stosunku do GZM. Biorąc pod uwagę, że w roku ubiegłym środki pieniężne zgromadzone na rachunku bankowym wyniosły niecałe 16 000,00 zł. Oznaczałoby to, że dostawcy mediów: wody, kanalizacji, prądu, gazu, nieczystości wyłączyliby dostawę, a usługodawcy (firma ochroniarska, sprzątająca, ogrodnicza i konserwatorska) wypowiedzieliby świadczenia usług. Nic takiego się nie wydarzyło. Ówczesna księgowa argumentowała to w ten sposób: „Strata wynika głownie z odpisów należności, które zostały naliczone w przeszłości domkom jednorodzinnym i co do których jest pewność, że nie wpłyną do spółdzielni, biorąc pod uwagę wyroki w przegranych sprawach sądowych. Strata będzie musiała być pokryta.”
- Po pierwsze: roszczenia w stosunku do właścicieli domów były niezasadne i dlatego takie postanowienie wydał sąd.
- Po drugie: zgodnie z przeprowadzoną nowelizacją w roku 2007 ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych każda nieruchomość rozliczana jest oddzielnie; ustawodawca odrzucił finansowania jednej nieruchomości przez inną.
Biorąc powyższe pod uwagę, że propozycja Zarządu jest niezgodna z prawem, ale również pod względem ekonomicznym irracjonalna.
W sposób merytoryczny wyjaśniłem tę kwestie na WZ, większość spółdzielców słuchało moich argumentów z uwagę. Było jednak kilka osób, które w sposób „perwersyjny” próbowało mi przeszkadzać. W tym gronie był Mirosław Złotek siedzący w pobliżu stołu prezydialnego przed którym stałem i w sposób analityczny odnosiłem się do sprawozdania finansowego. Pomimo tego, że jestem jednym z pierwszych mieszkańców Osiedla mężczyzna w starszym wieku był mi nieznany. Nie widziałem go na WZ, na których w większości byłem. Próbował mi przerywać, przeszkadzać chciał mnie zbić z pantałyku. Mając duże doświadczenie w wystąpieniach publicznych odszedłem na drugą stronę stołu prezydialnego i spokojnie prowadziłem swój wywód, a jego ignorowałem.
Na posiedzeniu Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia z dnia 1 października 2014 r. w wyborach uzupełniających wszedłem do Rady Nadzorczej. Julita Złotek – członek RN – przedstawiała swojego męża jako doktora prawa. Zauważyłem tu dysonans poznawczy, wizerunek Mirosława Złotek jakoś mi nie pasował do prawnika, nie ten styl, nie ten sposób wypowiedzi. Postanowiłem to zbadać.
Z akt zgromadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej między innymi wynika:
W roku 1978 kapitan Mirosław Złotek na Akademi Spraw Wewnętrznej obronił pracę magisterską pod tytułem:
- Wywiad środowiskowy MO jako dowód w procesie karnym
Praca magisterska została napisana pod kierunkiem naukowym doc. dra hab. Feliksa Prusaka.
Pracę magisterską przeczytałem bardzo uważnie w całości i wykonałem kopię.
O czym była ta praca? Jednym słowem o inwigilacji. To była permanentna inwigilacja społeczeństwa polskiego za czasów PRL. Na stronie 83 tabela nr 4 zostały podane źródła informacji:
- dozorcy,
- sąsiedzi,
- członkowie rodziny,
- znajomi,
- obserwacje własne funkcjonariuszy MO,
- dane z kolegiów, k. admin. i lub wytrzeźwień (pisowania oryginalną),
- dane z organizacji społecznych,
- inne źródła oficjalne.
Najbardziej mnie zbulwersowała pozycja trzecia, że źródłem informacji dla Milicji Obywatelskiej powinni być członkowie rodziny. Takie były czasy komunistyczne, taką moralność mieli funkcjonariusze MO.
Oto przykład wyrafinowanej inwigilacji małżeńskiej.
Jednym z moich ulubionych pisarzy jest Paweł Jasienica. W czasach młodości przeczytałem wszystkie jego książki.
Wikipedia podaje:
W materiałach operacyjnych Służby Bezpieczeństwa dotyczących Pawła Jasienicy, jako jedną z jego słabości wymieniano kobiety[19]. Z ujawnionych w roku 2002 akt IPN wynika, że około roku 1965 wśród donoszących na niego osób pojawiła się agentka o pseudonimie „Ewa”[15] – Nena Zofia Darowska (primo voto O’Bretenny – pierwszego męża, Irlandczyka, poznała w obozie w Niemczech)[15]. Miała wówczas 40 lat, była młodsza od pisarza o 15 lat i pracowała w dziekanacie jednej z warszawskich uczelni. Atrakcyjnej tajnej współpracownicy, przy wydatnej pomocy SB, udało się stopniowo zbliżyć do pisarza przygnębionego niespodziewaną śmiercią żony w 1965 roku. Z upływem czasu „Ewa” zdobyła sympatię i zaufanie ofiary, a w końcu i serce – w grudniu 1969 roku zawarła z nim związek małżeński. Był to ewenement, bowiem nigdy wcześniej nie doszło do ślubu agentki z inwigilowanym. Przełożonych z SB zapewniła, że wejście w stosunek małżeński nie zmieni jej lojalnej postawy[20]. Zachowane dokumenty potwierdzają to. Po ślubie kobieta zmieniła pseudonim na „Max” i dalej gorliwie donosiła na męża. Raporty pisała w toalecie, a następnie funkcjonariusz prowadzący odbierał je jako jej dobry znajomy, który przyszedł pożyczyć książki.
19 sierpnia 1970 roku, osiem miesięcy po ślubie, wyczerpany pisarz zmarł na raka płuc[19]. Po jego śmierci Zofia Beynar kontynuowała współpracę z SB[15]. Zmarła w 1997 roku.
Akademia Spraw Wewnętrznych (ASW) – działająca w latach 1972–1990 szkoła wyższa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych o statusie akademii. Obecnie na mocy ustawy o IPN ASW jest zaliczana do organów bezpieczeństwa państwa Polski Ludowej*
Wielu absolwentów ukrywa ten fakt, że byli absolwentami tej Akademi. Wśród nich jest m.in. Mirosław Złotek.
Promotor pracy magisterskiej Mirosława Złotek w swej notce bibliograficznej umieszczonej na Wikipedii nie chwali się również, że był wykładowcą Akademi Spraw Wewnętrznych.
Zachodzi pytanie dlaczego w/w panowie ukrywają ten fakt w swoim życiorysie?
Agnieszka Wojciechowska van Heukelom od wielu lat wskazuje, że w strukturach spółdzielni mieszkaniowych „schronienie” znaleźli byli funkcjonariusze UB, SB, MO oraz innych służb.
Agnieszkę poznałem w Trybunale Konstytucyjnym. Sędziowie Trybunału mieli zbadać zgodność nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych z Konstytucją. W obronie nowelizacji stanęła senator Lidia Staroń, przeciwną stronę reprezentował mecenas Ryszard Kalisz. Przed wejściem na salę rozpraw Agnieszka rozdała nam czerwone kartki. Po zakończeniu tyrady Kalisza pokazaliśmy mu te kartki – był skonfundowany jak zobaczył „las” rąk niezadowolonych spółdzielców, którzy nie aprobowali jego stanowiska.
Na tym historycznym zdjęciu ze stycznia 2015 roku w Trybunale Konstytucyjnym, pochodzącego z mojego prywatnego archiwum – niestety zabrakło Agnieszki Wojciechowskiej van Heukelom. Jestem pełen podziwu za jej kreatywność, ofiarność i bezkompromisowość.
Dzielnie stawała w obronie mieszkańców kamienic w Łodzi, którzy byli nękani przez mafię kamieniczników. Występowała w licznych programach telewizyjny, radiowych oraz filmach publikowanych w Internecie, gdzie opowiadała o patologi w spółdzielniach mieszkaniowych.
Na koniec należy wskazać na Uchwała nr 4/WZ/06/2015 w sprawie straty bilansowej za lata 2012 -2013.
Strata w wysokości 289 243,55 zł została pokryta z funduszu zasobowego.
W tym miejscu należy postawić pytanie: Jak to było możliwe, gdyż w bilansie wykazano: środki pieniężne i inne aktywa finansowe wyniosły tylko 208 474,74 zł, z których Spółdzielnia pokrywała koszty związane z eksploatacją i utrzymaniem nieruchomości?
Tym samym Zarząd Spółdzielni Mieszkaniowej „Osiedle Zacisze” przyznał, że to ja miałem rację.
Czyżby strata finansowa była wirtualna tak samo jak środki zgromadzone na funduszu zasobowym?
Odpowiedź nastąpi w następnych wpisach.
Czarek Meszyński
Zródło:
*Wikipedia
ANDRONY -Nr 4 (345)
25 czerwca 2019 roku odbyło się Walne Zgromadzenie SM „Osiedle Zacisze”. W protokole WZ znajdujemy następujące perełki:
- Urszula Uchmańska (upoważniona przez członka 377, a prywatnie córka prezeski Ryszardy Uchmańskiej) powiedziała –” słyszałam taką rzecz, że Spółdzielnia sprzedawała taniej mieszkania „na rowie”
- Zaś Julita Złotek (długoletni członek Rady Nadzorczej oraz Zarządu, a prywatnie żona wysokiego funkcjonariusza milicji obywatelskiej Mirosława Złotek) stwierdziła – ” Oczywiście. Tak było”.
To są androny. Ok. 80% lokali „na rowie” były sprzedawane przez PB „DOLCAN” po normalnej cenie, a tylko ok. 20% mieszkań było sprzedane przez Spółdzielnie po rynkowej cenie. Różnica w cenie wynikała tylko z faktu, że ci co podpisali umowę w roku 1992 za metr kwadratowy płacili 400 USD z powodu, że kupowali „dziurę w ziemi” (tak jak ja), a gdy budynki już stały cena wzrosła do 500 USD.
Albo Urszula Uchmańska jest tak zakręcona, że nie kojarzy faktów, albo jest klakierem swojej matki i wygaduje farmazony. Dlaczego tak twierdzę? Ponieważ mieszka w lokalu należącym do swoich rodziców, a oni kupili cesję od mojego rodzonego brata, zaś on podpisał umowę z PB „DOLCAN”. Innymi słowy, z faktów wynika, że rodzina Uchmańskich ma pełną wiedzę, kto wybudował Osiedle, a kto je dokończył. Pikanterii dodaje fakt, że prezeska Uchmańska na wniosek czterech członków Spółdzielni dotyczącym wykupu rowu odpowiedziała:
- Aktualnie nie ma na to funduszy. W 2012 r. był wniosek na Walnym Zgromadzeniu, żeby utworzyć fundusz na wykup rowu, ale nie został utworzony. Ubolewam nad tym, ale pieniędzy na ten cel nie ma.
KOMENTARZ
Ryszarda Uchmańska mija się z prawdą, ponieważ taki fundusz został utworzony i wpisany do Statutu. To, że poszczególne Zarządy nie wyliczyły należnej kwoty, a następnie jej nie pobierały jest to dowodem na niedopełni obowiązków, gdyż to jest czynem zabronionym w celu osiągnięcia korzyści majątkowej stypizowanym w art. 155 kk, oraz przez analogię do art. 231 kk. przedstawienie nierzetelnych dokumentów, które stypizowane jest w art. 271 § 1 kk Funkcjonariusz publiczny lub inna osoba uprawniona do wystawienia dokumentu, która poświadcza w nim nieprawdę co do okoliczności mającej znaczenie prawne, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5?
Gamonie Zarządu nie potrafili przez 9 lat naliczyć przybliżonych stawek. Załóżmy, że każdy lokal by płacił na fundusz na wykup nieuregulowanych tylko po 20 zł to byśmy otrzymali następującą kwotę: 20 zł x 143 (lokale) x 12 miesięcy x 9 lat = 308 880 zł.
W mojej opinii takie rozwiązanie byłoby sprawiedliwe i solidarne.
A gdyby nawet założyć, że by został przyjęty inne algorytm, to „ROWIANIE” wpłacając chociażby tylko po 50 zł przez 9 lat też by uzbierali kwotę na wykup rowu.
Z powyższego wynika, że Spółdzielnia nie jest zainteresowana wykupem rowu z prostego powodu: Zarząd by stracił ciepłe posadki i dlatego przez 26 lat pozoruje działania z wykupem rowu, mataczy i w sposób bezczelny oszukuje spółdzielców.
Cytując Wojciecha Cejrowskiego: WSZYSCY VON!!!
- Z dokumentów Spółdzielni wynika, że nadwyżka budżetowa w okresie istnienia Spółdzielni wyniosła ok. 1 500 000,00 zł i te pieniądze przez poszczególne Zarządy zostały zdefraudowane! Ponadto należy wskazać, że pocztą pantoflową organy Spółdzielni rozpowszechniały nieprawdziwą informację, że ci którzy nabyli mieszkania z wadą prawną, gdyż ich lokale były posadowione na nieuregulowanym gruncie były świadome i zapłaciły mniej.
Agnieszka Żebrowska – Wiceprezes, ponoć zaprzecza, że Spółdzielnia nie jest następcą prawnym PB „DOLCAN. To ja mam pytanie: Jakim cudem Spółdzielnia stała się posiadaczem Osiedla? Proponuję: więcej pokory i pracowitości, te wszystkie dokumenty są w zasobach Spółdzielni. Ponadto jest taka instytucja jak Księgi Wieczyste, z których jednoznacznie wynika, że Spółdzielnia przejęła Osiedle za dług i zobowiązania. Mieszkańcy lokali „na rowie” są obecnie wierzycielami Spółdzielni. Czy to jest takie trudne do zrozumienia? Czy Pani musi opowiadać ciągle hocki-klocki?
APELUJĘ: Ryszardo Uchmańska przestań pleść trzy po trzy, dobrze wiesz, co masz na sumieniu, ukryłaś znaczną kwotę ze sprzedaży działek inwestycyjnych w wysokości 400 000,00 zł netto, biorąc pod uwagę fakt, że jest to nadwyżka bilansowa, a taka uchwała na tę kwotę nie została przygotowana przez Zarząd. Jak komuś się wydaję, że my członkowie Spółdzielni na to się zgodzimy – to się grubo mylicie. Jeżeli jedna złotówka zniknie to poniesiecie tego konsekwencje. A na koniec mam pytanie: a gdzie jest Rada Nadzorcza? Rada jest organem nadzoru i kontroli nad prawidłowym funkcjonowaniem Spółdzielni, a w szczególności zobowiązana jest sprawować kontrolę nad Zarządem. Za chwile miną dwa lata, a Rada Nadzorcza nie ma kontroli nad nadwyżką bilansową w wysokości ponad 400 000,00 zł.
Czarek Meszyński
Porażka – Nr 15 (109)
Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie Spółdzielni Mieszkaniowej „Osiedle Zacisze”, które zostało zwołane przez Zarząd na wniosek 29 członków w dniu 9 lutego 2015 r. przeszło już do historii. Było to najgłupsze, najgorsze i najbardziej chaotyczne Walne Zgromadzenie, w którym uczestniczyłem, a byłem na większości z nich licząc od 1995 r.
Pani Dorota Kozielska, która została wybrana na przewodniczącą, była w tym dniu wyraźnie niedysponowana. Zamiast skoncentrować się na sprawnym przeprowadzeniu Walnego – przyjęcie porządku obrad trwało 1,5 godziny – to ciągle sobie podjadała, a to jabłuszko, a to ciasteczko, a to jeszcze jakaś inna przekąseczka, nie bacząc na obecność kilkudziesięcioosobowej grupy.
Pan Andrzej Muter wystąpił z wnioskiem formalnym by wykreślić z porządku obrad dwie uchwały, które miały na celu uregulowanie praw do gruntów, na których postawiono budynki mieszkalne. 44 właścicieli od 20 lat nie mogą wyodrębnić swych lokali z zasobów spółdzielni. Ich mieszkania leżące na zasypanym rowie melioracyjnym, ich mieszkania mają wadę prawną są w praktyce wyłączone z obrotu handlowego. Żaden bank na taką nieruchomość nie udzieli kredytu, nie można też obecnie założyć księgi wieczystej. Mieszkań, a zwłaszcza tych o powierzchni 100 m2 nie kupuje się przecież za gotówkę.
Tym samym, oficjalnie zostało po raz kolejny jednoznacznie potwierdzone (uchwała), iż spółdzielnia odmawia tym osobom ich fundamentalnego prawa do wyodrębnienia ich własności, o którym stanowi ustawa z 15 grudnia 2000 r. o spółdzielniach mieszkaniowych.
Z przerażeniem patrzyłem na Spółdzielców jak bezrefleksyjnie głosowali za wnioskiem formalnym Pana Mutera.
Nawet rzeczowy apel, przemawiający do zdrowego rozsądku długoletniego Spółdzielcy o powtórzenie głosowania, by Członkowie świadomie mogli zagłosować czy inni mieszkańcy mogą się uwłaszczyć, nie pomógł.
Wśród głosujących „za” było dwóch emerytowanych prawników:
- Mirosław Złotek – wyodrębnienie lokalu aktem notarialnym nastąpiło 12 czerwca 2008 r.
- Jan Olszowski – wyodrębnienie lokalu aktem notarialnym nastąpiło 12 maja 2009 r.
Również właściciele domów z ulic Korsarskiej i Róży Wiatrów „z czyściutką hipoteką” głosowali by mieszkańcy pechowych nieruchomości byli nadal na „rowie”. Nie zapomnę twarzy młodego ortopedy, który bezmyślnie głosował tak jak mu kazała Pani Prezes Florczuk sadzając obok niego swego męża. Kiedy został przywołany do porządku przez kolegę po fachu ręce zaczęły mu się trząść a szczęki samoistnie zaciskać – no cóż wyszedł na hipokrytę; sam z pewnością ma wyodrębnioną własność, a jeżeli nawet nie, to w każdej chwili może to zrobić, gdyż jego klatka ma uporządkowany grunt.
Trudno mi jest powiedzieć czym kierował się Pan Andrzej Muter zgłaszając ten wniosek formalny, czy była to jego własna inicjatywa czy też ktoś go o to poprosił? Znam go tylko z widzenia, w roku 2011 byliśmy razem w komisji skrutacyjnej. Ale wiem jedno, że Pan Andrzej Muter do końca swych dni patrząc każdego poranka w lustro będzie widział twarz człowieka, który poprzez zgłoszenie wniosku formalnego odebrał innym możliwość korzystania z owoców ich pracy i wejścia w realne posiadanie swoich mieszkań.
9 lutego 2015 r. były prowadzone jeszcze sondażowe rozmowy z Urzędem Miasta w sprawie uregulowania nieruchomości, przez które przechodzi rów. Życzliwy nam urzędnik podpowiedział, że Spółdzielnia powinna wystąpić z wnioskiem o przyłączenie rowu melioracyjnego w celu poprawienia warunków zagospodarowania nieruchomości przyległych.
Dlatego chcieliśmy na Walnym zgłosić poprawkę do uchwały nr 3 i 4 w następującym brzmieniu:
Uchwała nr 3/WZ/9/02/2015 (projekt)
Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia Spółdzielni Mieszkaniowej „Osiedle Zacisze” z dnia 9 lutego 2015 r.
w sprawie: wykupu działek nr 216, 208 i 215
Walne Zgromadzenie SM „Osiedle Zacisze”, zobowiązuje zarząd do wystąpienia z wnioskiem do M. st. Warszawy o nabycie działek 216, 208, 215 z obrębu 40909 ( poprzez wykup na podstawie przedstawionego operatu szacunkowego przez Urząd Miasta lub przyłączenie) w trybie bezprzetargowym celem poprawienia warunków zagospodarowania nieruchomości przyległych.
Pani Prezes Agnieszka Florczuk, która nam się przedstawiła onegdaj jako licencjonowana specjalistka od nieruchomości nie miała pojęcia o tym, że z takim wnioskiem można wystąpić i od 6 lat snuje „opowieści dziwnej treści” o kompensacie. Kompensata to taki leitmotiv tej patologicznej Spółdzielni, który słyszymy od 20 lat. Pani Prezes polecam lekturę: „Czekając na Godota” Samuela Becketta.
Ponieważ moi antagoniści zastanawiają się ciągle jaki mam w tym interes, że zaangażowałem się w sprawy spółdzielni odpowiadam:
Chcę mieszkać lepiej, ładniej i godniej oraz żeby moje mieszkanie, które kupiłem za własne, z trudem zarobione pieniądze, nie traciło na wartość.
Autor: Czarek Meszyński
Najnowsze komentarze